Syberia, czyli wygrana z naturą
- Kamil Arcimowicz
- 11 cze 2018
- 1 minut(y) czytania
Można zaryzykować stwierdzenie, że Syberia każdemu z nas kojarzy się z zamrażającym ślinę chłodem i niezbyt rozwiniętą infrastrukturą. Nic bardziej mylnego. To właśnie tam w tym roku spaliłem łydki tak, że do dziś mnie bolą. Oto Syberia, która brutalnie weryfikuje nasze wyobrażenia.
Migreny były w dzieciństwie zmorą mojej pochodzącej z Krasnojarska żony. Pewnego razu lekarz powiedział jej: "Niestety niewiele możemy poradzić. Jedynym wyjściem byłaby przeprowadzka do Europejskiej części Rosji". Rada okazała się zbawienna i od tego czasu małżonka zapomniała o problemie, z którym borykała się przez lata.
Jak Syberia walczy z ludźmi próbującymi ją okiełznać? Temperaturą.
Pamiętam swój pierwszy dzień po przylocie. Myślę sobie - "Okej, jet lag, przemęczę się kilka dni i będzie dobrze. Pogoda jest idealna, taka jak lubię, lekki wiatr i ok. 15 stopni".
Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia po wyjściu z domu napadła na mnie rozszalała fala ponad trzydiestopięciostopniowego gorąca. I wszystko tylko po to, by wieczorem znokautował mnie chłód osiągający prawie -5 stopni. Na Syberii to norma, ale ludzie tutaj są silni i zawsze przygotowani.












Komentarze